poniedziałek, 1 września 2014

Matki to są niesprawiedliwe.

Tak i mówię tutaj o sobie. Może o każdej z nas ? Tak jeżdżę metrem i patrzę na tą hołotę małą,wredną,rozwrzeszczaną i krew mnie zalewa. Brakuje mi dosłownie sekundy,żeby wstać i ryknąć na rozbawione towarzystwo, no bo ile można się przekrzykiwać ! Człowiek własnych myśli pozbierać nie jest w stanie... Dobrze,że wtedy kiedy brakuje mi tej sekundy myślę o własnych dzieciach i jednak nie wstaję. Oni przecież też są tacy annoying! Śpiewają w metrze, czasem się potłuką o picie czy miejsce koło mamy,a Małej  to wiadomo...zdarza się japę wydrzeć bez większej przyczyny. Owszem upominam, uciszam, tłumaczę,ale jedynie ze względu na innych uczestników podróży, co by mi się jaka baba jedna z drugą nie rozdarły jak stare prześcieradło, że dzieci niewychowane ( chociaż w Szwecji to rzadkość). I teraz co robić ?! Jak żyć ?! Zdystansować się do obcych 'wrzaskunów' czy do swoich podejść bardziej krytycznie ? Taka to matczyna sprawiedliwość...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz